„M” jak Mistral i Maestro

Od dziecka marzyła o pisaniu.

Nie wierzy w wenę twórczą jako dominującą w pracy pisarza. Książkę zdaniem pisarki trzeba wysiedzieć, a muza winna zastać twórcę przy pracy. Jak dotąd nie odwiedziła Marsylii. Jeśli piecze to dacquoise, z apetytem zajada mamine dania. Nie recenzuje własnych książek, kocha na zabój ich bohaterów.
Justyna Mietlicka, skoczanka, autorka dwóch powieści obyczajowych była gościem Biblioteki Publicznej w Międzynarodowym Dniu Pisarza.
Od pierwszego spojrzenia ujęła widzów swoistą delikatnością, a od wygłoszenia pierwszych zdań urzekła miłością do literatury i sztuki.
Spotkanie na kanwie wywiadu, zainicjowanego premierowo przez dziennikarza Franciszka Szklennika, okazało się niezwykle wartkie, wciągające i rzeczowe. Swoista improwizacja zdawała się z każdym wywołanym, przez prowadzącego tematem, wspinać na wyżyny dobrego smaku literackiego. Publiczność jak zawsze zapewniła swobodną atmosferę. Wśród widzów dostrzec można było czytelników, bliskich pisarki, jej przyjaciół oraz nauczycielkę języka polskiego, zachwycającą się osiągnięciami uczennicy.
Obdarowana, przez fanów kwiatami, pani Justyna promieniała radością. Kolejna powieść, jak zapewniła, już się pisze. Czekamy z utęsknieniem. Autorka nie przywiązała się jednak do magicznego inicjału rozpoczynającego tytuły jej książek. Najpewniej zatem „M” nie będzie dalej powielane.
Zdjęcia: Anna Maciąg, Piotr Borowicz.

Galeria